Kim jestem?

Czasem nazywam się Marcel, czasem Marcelina. Niektórzy wołają na mnie "Marceli" lub "Cysiek". Jak już wspomniałem w opisie bloga, jestem dwudziestoparoletnim transwestytą. Transwestytą zwykłym, społecznym, sytuacyjnym... nie fetyszystycznym. Oznacza to, że przebieram się nie dla fizycznej, seksualnej przyjemności, ale z wewnętrznej potrzeby. Chętnie określiłbym się mianem osoby gender-fluid (odsyłam do słownika płci), ale chyba się nie kwalifikuję ze względu na stałość poczucia męskiej płci. Prościej mówiąc, psychicznie czuję się facetem i nie chcę przechodzić żadnych hormonalnych czy operacyjnych zmian, choć lubię przebierać się w kobiece ubrania i odgrywać typowe kobiece role w społeczeństwie.

Zacząłem dość wcześnie. Rodzina nigdy nie przykładała uwagi do tego, co na siebie zakładam, więc eksperymentowałem z różnymi przebraniami, na początek na przedszkolnych zabawach. Jako nastolatek przeżyłem pierwsze problemy z rówieśnikami (wyzwiska, bójki, plotki, głupie żarty), więc zacząłem się przebierać o wiele rzadziej i tylko w gronie bliskich znajomych. Czułem się dziwnie, musząc sprawdzać swoje ubrania pod kątem płci, z którą się urodziłem - do tej pory nosiłem to, na co akurat miałem ochotę. Dojrzewanie dopadło mnie późno, ale za to ze zdwojoną siłą. Głównie nie radziłem sobie z coraz gęstszym zarostem na całym ciele i twarzy. Lubię swoje męskie owłosienie, ale przez nie utraciłem dotychczasową możliwość migrowania między jedną płcią a drugą. Od tej pory przebieranki wymagają ode mnie większego wysiłku - dwugodzinnej sesji depilacyjnej lub zaopatrywania się w maskujące ubrania, np. grubsze leginsy.

Dorosłość nie ułatwiła mi sprawy, ale pozwoliła na większą swobodę w doborze przyjaciół. Powoli zacząłem wracać do swoich przebieranek, choć nadal na małą skalę. Aktualnie jestem w trakcie wdrażania się na nowo w transwestycki świat.

W razie potrzeby chętnie służę radą współprzebierańcom oraz transseksualnym kobietom. Specem nie jestem, ale co dwie głowy, to nie jedna. :)